wtorek, 14 października 2014

Rozdział III - Nie sądzę

Ze wściekłości kopię Tobiasa w brzuch, chłopak jęczy głośno i zgina w się w pół.
Nie żałuję swoich wyborów, nie. Jestem z nich dumna. To dzięki mnie doszliśmy tak daleko. Nie pozwolę, żebyśmy teraz dali się poniżyć myszowatej dziewczynce w wieku wynoszącym całe, okrąglutkie szesnaście lat. Nie pozwolę, żeby mnie wyzywała. Nie jestem niezdarą. Umiem o siebie zadbać.
-Tylko na tyle Cię stać, co? Nie zrobisz nic więcej? Zostaniemy wtedy my dwie, ty i ja. Rozstrzygniemy, która jest ważniejsza.
Poważnie myślę nad propozycją. Czy faktycznie byłoby prościej rzucić to wszystko i przejść do historii, jako zbuntowana? Maszyna? Tobias by mi wybaczył. Jemu nie zależy na władzy. Mi tak.
- Nie cackaj się z nami. Jesteś większa... lepiej wytrenowana... - słowa ledwie przechodzą mi przez gardło. Jest dobra i to wie, co jeszcze chce nam, mi udowodnić? Nie osiągnie już nic, czego do tej pory nie zrobiła. Zostało jej tylko samouwielbienie. - skończ szybko.
Złośliwa mina wykrzywia jej twarz, kiedy mnie słucha. Słaniająca się na nogach muszę wyglądać żałośnie, na pewno tak jest.
Chcę już skończyć.
- No proszę, córeczka tatusia błaga o litość? Panie prezydencie, żadnych zastrzeżeń do jej techniki?! Do tego, że tchórzy?! Powinniśmy być przecież odważni! Bez słabych punktow!
Wiem, że się myli. Stała się taka jak oni. My nie.
Raz, skaczę do przodu.
Dwa, wbijam paznokcie w jej twarz.
Trzy, pociągam palce do dołu.
Alma zalewa się krwią, pluje mi w twarz i uderza pięścią. Czuję ogłuszający ból, mam czerwono przed oczami.
Skąd ta czerwień? Coś ciepłego i gęstego spływa mi po szyi. To nie jest krew. Nie może nią być. Nie dostałam w głowę. Widzę przez mgłę instruktora. Coś mówi do mojej przeciwniczki. Pod sobą czuję gorąco, kleiste, nieprzyjemne. Pachnie metalem.
Och, jak dobrze byłoby teraz zemdleć.
~~~
Moje oczekiwania względem stylistki były dużo wyższe, niż to, co sobą zaprezentowała. Ścięte na jeża włosy w kolorze wściekle zielonym. Kolczyk w brwi, wardze, nosie, uchu, pępku... nie sposób liczyć. Malinka na szyi. Ubrania odsłaniające wszystko to, co zakryć powinny. Wściekle czerwone usta i papieros w ręce.
Takie coś ma mnie przygotować do występu przed całym krajem?
- Pamiętaj, że mają cię zapamiętać. A zapamiętają, jeśli będziesz niegrzeczna. Zbuntuj się, grzeczna dziewczynka idzie precz. Bądź twarda, chamska, pewna siebie, wyłącz się. Tyle wystarczy.
Chamska, pewna siebie i twarda, tak? Moja stylistka, chyba nie wie co mówi. Zdecydowanie nie wie, co mówi. Nie potrafię. Jestem małą, bojącą się dziewczynką, szukam swojego księcia z bajki, a nie przygód. Chcę tylko spokoju.
- Wykolczykujemy cię. Tatuaż też dostaniesz - stwierdziła bez zapytania mnie o zgodę. - A tak w ogóle, jestem Rebecca.
Mamroczę pod nosem, że mi miło, a ona bierze mnie w obroty. Co jak co, ale zna się na tym, co robi. Kolczyki wchidzą w brwi jeden za drugim bezboleśnie, ukłuć nie czuję. Jakby to był sen.
- Farba jest bez metalu, na wypadek, gdyby pole coś nagmatwało. Kolczyki ze srebra, ale raczej nie przyciągną cię na skraj areny... co ci wytatuować? - Stylistka patrzy na mnie z wyczekiwaniem. Pewnie oczekuje ode mnie czegoś w stylu ,,Bóg, honor, ojczyzna" albo ,,Rodzina jest najważniejsza", tylko, że się nie doczeka. Jestem już wystarczajaco ciamajdowata w jej oczach.
- Zrób mi ,,R" na obojczyku.
,,R", jak rewolucja.
,,R", jak rebeliantka.
,,R", jak... jak reżim.
Trudno. Co się stało, to się nie odstanie.
Robienie tatuażu boli jak cholera, w życiu nikt nie kłuł mnie tyle razu w jednym miejscu. Nie płaczę. Płaczą słabeusze, a ja do nich nie należę. Nie płaczę, bo nie mam po co. Nie płaczę, bo łzy nie pomogą. Cierpienie trzeba po prostu czuć.
Nie można ot tak, za pstryknięciem palców, pozbyć się bólu. Szkoda.
Rebecca dmucha mi duszącym dymem prosto w twarz. Krztuszę się, to śmierdzi i piecze.
- Nigdy nie paliłaś, co? Biedna, żałuj. Raczej już nie spróbujesz.
Nie miałam zamiaru próbować tego świństwa, to jest okropne, ohydne. Obrzydliwe.
Kobieta rzuca mi jakąś reklamówką twarz i wychodzi z pomieszczenia zostawiając mnie samą. Zaglądam do środka zawinątka i widzę coś najzwyczajniejszego na świecie - dżinsy i bluzkę. Czerwonozłotą. Spodnie są żółte, wchodzące w pomarańczowy. Po prostu ubrania.
Zdejmuję swoje ciuchy i zakładam te od Rebeki. Są wygodniejsze, od zwykłych ubrań. Nigdy nie nosiłam czegoś bardziej miękkiego i elastycznego. Nie marzyłam, że mogę ubrać coś takiego. Tak naprawdę, to trochę nieprawdopodobne. Cały ten luksus, przepych... wciąż nie mogę się do tego przyzwyczaić.
-Przebrałaś się? - Słyszę zza drzwi stylistkę. Myślałam, że sobie poszła, co bardzo pasowałoby do mojego wyobrażenia o niej. Do wyobrażenia o niej, ale chyba nie tylko mojego...
- Tak.
Rebecca wchodzi do środka z niemrawą miną, ale rozpogadza się, gdy wwidzi, że faktycnie nie musi dłużej czekać.
- Teoretycznie nie powinnam cię zostawiać na ani sekundę samej, ale olać zasady... widać, że się nie potniesz jabłkiem, żelkami ani czekoladą. Wkładaj buty.
Tym razem rzuca mi podaje mi parę niebotycznie wysokich szpilek. Przez moment patrzę na buty bez słowa, a potem odwracam się w stronę Rebeki.
- Żartujesz sobie, prawda? Nie muszę tego zakładać? Zaraz wyjmiesz inne, niższe, na których będę umiała stać. Prawda?
Ona tylko uśmiecha się do mnie szeroko, jest w niej coś z szaleńca. Rozumiem, że mam założyć na nogi to coś i utrzymać się w tym stojąc. Sięgam po buta z zamiarem założenia go, kiedy stylistka odzywa się do mnie.
- Nie będziesz musiała ich zakładać, jeśli tylko będziesz grzeczna. Grzeczna Ashley dostanie normalne buty, niegrzeczna nie.
Ona zdecydowanie nie jest do końca zrównoważona psychicznie. Z filmu, który    miałam okazję zobaczyć raz w życiu zapamiętałam tylko zwrot ,,bądź grzeczna" i obłąkańczy uśmiech na ustach oprawcy, taki, jaki ona teraz ma. Zbliża się do mnie, krok za kroczkiem, a ja jestem sparaliżowana strachem. Nie mogę się ruszyć, oddychać, mrugnąć. Ta scena coś mi przypomina. Horror, coś w rodzaju historii z książki.
Rebecca wybucha śmiechem.
- Widzisz, jak łatwo ulegamy stereotypom i zapamiętanym skądś sytuacjom? Żałuj, że nie widziałaś swojej miny. Bezcenna.
Gdybym miała opisać stylistkę w trzech słowach, byłyby to ,,obłąkana", ,,niezrównoważona", i, o dziwo, ,,chorobliwie, nadnaturalnie inteligentna".
Tego trzeba się w niej bać.
W koncu, po długich namowach, dostałam normalne buty. Płaskie. Bez dwustumetrowej platformy. Takie, w których dam radę stać, będę czuła się pewnie. Nie tak, jak zwierzyna łowna.
Rebecca odprowadziła mnie do czegoś w rodzaju wielkiej hali, skąd mieliśmy wyjeżdżać. Na rydwanach. Jak Juliusz Cezar, tylko, że bez aureoli chwały i nie zatryumfowaliśmy w żaden sposób. Chwilę stałam przy rydwanie sama, a potem przyszedł grecki bóg Alec w asyście zdegustowanej Cecelii. Na powitanie usmiechnął się, a ja dostałam palpitacji serca i wpadłam na znakomity pomysł. Trzeba by coś przeskrobać, żeby nas zapamiętali, nie tylko z wyglądu i ubioru, ale też z zachowania. To byłoby bardziej pożyteczne, niż stanie na tym napędzanym końmi pojeździe i szczerzenie się do tłumów jak psychol.
Cecelia zaczęła mówić o tym, żebyśmy się nie zbłaźnili, Alec stał i patrzył mi ,,w oczy", a ja zastanawiałam się, czy już dostałam zawału, jestem w trakcie, czy dopiero za chwilę dostanę. Korzystając z chwili wolnego, przyjrzałam mu się uważniej.
Alec był zbyt przystojny, jak na zwykłego mieszkańca Ósemki. Powinien pozować rzeźbiarzom, albo promować drogie Kapitolińskie marki ubrań. Do tego miał zadziorny uśmieszek i był dość inteligentny, czyli w sumie dobrze byłoby mieć go za sojusznika na arenie. Jeśli miałabym z nim sojusz, moglibyśmy więcej osiągnąć, kto wie, może nawet wygrać? Szanse nas obojga zwiększyłyby się wielokrotnie. Tak myślę.
,,Dziesięć", oznajmił głos z głośnika.
Ale czy on chciałby sojuszu? Nie sądzę, ciamajgowata dziewczynka mówiąca przez sen nie na wiele mu się zda. Z drugiej strony, ta sama ciamajgowata dziewczynka potrafi cośtam upolować, złapać, złowić, zebrać...
,,Jeden".
Gdy rydwan ruszył, złapałam Aleca za rękę. Jego uścisk był bezpieczny i ciepły, nie chciałam go puszczać. Nie musiałam tego robić. Nie powinnam. Inaczej bym ię przewróciła.
- Ashley, na trzy skaczemy na ziemię.
Jeden wypadło na moment podjechania pod pałac prezydencki.
Dwa na wyjście Snowa z pomieszczenia przylegającego do balkonu.
Trzy na rozpoczęcie przemowy.
- I niech los zawsze wam sprzyja!
Alec pociągnął mnie za rękę. Był zdeterminowany, żeby wkurzyć wszystkich, poczynając od Snowa, kończąc na jakimś Kapitolińskim smarkaczu. Bardziej, niż ja.
Biegliśmy wśród ochów i achów tłumu, nie zwracałam uwagi na nic, oprócz przyspieszonego rytmu bicia naszych serc. Musieliśmy przebyć dystans kilometra, ale to było zbyt mało, zbyt krótko. Włosy wpadały mi na twarz, adrenalina wypełniła żyły, a myślałam o jednej rzeczy - nie daj się złapać. Jestem sprytniejsza od reszty. Szybsza. Inna.
Ale czy dam radę postawić się głowie państwa?
Nie sądzę.
*********
Hi, guys!
Przychodzę do Was z tym oto gówienkiem i błagam na kolanach - nie bijcie, proszę. Błagam. Pliiisss...
Starałam się jak nie wiem co. Spociłam się jak nieludzkie stworzenie, ćwicząc i pisząc. A niby mam dezodorant 48 godzin...
Anyway. Nie wyszedł tak, jak chciałam. Znowu chyba zawaliłam kwestię uczuć... :/ Podoba mi się tylko pierwsza część. Pozwalam myśleć, kto tam...
I odsyłam do mojego ukochanego Liska, który Was nie zawiedzie i wzbogaci przeżycia związane z Tobiasem :D
lisie-serce.blogspot.com

piątek, 3 października 2014

Tematyczny Piątek n.o. 1

Tu Spectrum, jest ktoś?
Nadajemy?
Nie?
Aaa, jesteście ale chcecie mnie ignorować?
Niech będzie.

Zgodnie z obietnicą, tematyczny piątunio! Na ten tydzień wybrałam najprostrzy temat, jaki wpadł mi do głowy - FILMY I SERIALE. No bo kto nie lubi mieć swojej filmoteki, własnych ulubionych filmów?
No cóż... nie ja :)

1. Iluzjonista
Obejrzałam dzisiaj rano początek, zachłysnęłam się jogurcikiem czekoladowym i nakaszlałam na pościel, a wszystko przez zaje... to znaczy genialny początek filmu. Pokochałam gościa od początku, wszystkich, film, reżysera, scenarzystów, dosłownie wszystkich, którzy jakkolwiek przyczynili się do tworzenia tego, nawet, jeśli ograniczyło się to do machnięcia palcem ;) Ale serio, bardzo super idealnie cudowny.
2. Dr. House
Pozwalam kwiczeć i ryczeć:
Hugh Laurie jest genialnym aktorem, przystojnym i jeszcze pasuje do House'a
Ogarnięty?
A teraz?
Odczekajmy pięć minut...
Dobra, już.
Kontynuując, wielbię go całym sercem, szipuję co się da, fangerlem na całego i wrzeszczałam jak opętana w... piątym sezonie? Tak chyba tak, na początku i na końcu. Jeden wielki kłębek kwików.
3. Kingsajz
Sposób na cenzurę? Naga Kasia Figura, hordy krasnoludków, końcówka jak z Matrixa... ale my mieliśmy to pierwsi :D
4. Seksmisja
Oglądali to wszyscy, a jeśli nie, to musicie obejrzeć.
Po co?
,,Kierunek wschód! Tam MUSI być jakaś cywilizacja!" :)
5. Sami swoi
Znamy historię? Nie? Poznajcie Kargulów, najlepszych sąsiadów, jakich można mieć. I nie, nie jest to coś w rodzaju kiepskich. Ten film jest pełnometrażowy, komedią jest, i o niebo lepszy.
6. Czarownica
Polecam dziewczynom ze względu na Divala, hektolitry wylanych łez (chociaż ja ryczałam na reklamie Sagi, lisek potwierdzi) i moja MALEFICENTA <3 Chyba kogoś tak nazwę. Coś się wymyśli :3
7. Sąsiedzi
Milion trylion kilkuminutowych filmów. Tak śmieszne, że brak słów :)

Na dzisiaj koniec, napiszcie w komentarzach, czy wam się podoba i trochę w tym temacie o was - lubię znać ludzi :)

czwartek, 18 września 2014

Rozdział II - Wierzysz w miłość?

Zakochała się.
Naiwnie, głupio zauroczyła. I to przed wyjściem na arenę!... Nienormalne jest to, że nawet nie stara się, żeby jakoś to odwrócić, cokolwiek.
Nie, ta idiotka, chociaż jest cholernie dobra, gapi się na Aleca jak w obrazek i nie spuszcza z niego wzroku.
Wstaję, bo mam dość tego cyrku i wychodzę, odprowadzona gniewnym spojrzeniem Cecelii. Takiej to dobrze, łatwo mieć pretensje. Jestem ciekawa, co zrobiłaby na moim miejscu. Siedziała bezczynnie i czekała, aż te cielaki się pozjadają wzrokiem?
Nie.
Nie dowiem się, co ona by zrobiła, bo nigdy nie będzie mną.
Teoretycznie nawet nie mam prawa istnienia, a ona tak, więc tu sprawa się rozwiązuje.
Weszłam do swojego... jej... jego... no cóż, w każdym razie pokoju, bo zmieniał właścicieli tyle razy, że wolałam nie liczyć, dla świętego spokoju. A powodów przez które zmieniał lokatorów zdecydowanie wolałam nie znać, więc taki układ mi pasował. I tym na górze chyba też, bo nigdy nikt nie nalegał, żebym koniecznie zapoznała się z historią egzekucji ekip przygotowawczych, opiekunów i stylistów.
Usiadłam na łóżku i chwyciłam telefon. Wystarczyło kilka dotknięć, żebym połączyła się z kimkolwiek w centrali... ale nie, oczywiście, że nie. Jak zwykle zrobiłam na przekór wszystkim, a zwłaszcza sobie samej.
Pierwszy, drugi, trzeci sygnał. Czwarty, piąty i wreszcie doczekałam się wyczekiwanego znaku życia z drugiej strony linii.
- Tak?
- To ja. Przekaż tamtym, że coś wywęszyli. Mają wtykę.
- Trudno. Dopóki nam nic nie grozi - mi pasuje.
Zaśmiałam się z czystego rozbawienia. On i jego tradycyjne wypowiedzi przesycone cynizmem połączone z bełkotem były dość idiotycznym i śmiesznym połączeniem. Sposób na rozśmieszenie nr. 1 - zadzwoń do Haymitcha.
- W sumie mi też, tylko jest jeden problem. Wkręciła się w TO.
Mój rozmówca westchnął zrezygnowany.
- Miałaś jej pilnować.
Wiedziałam o tym. Tylko, że zawaliłam sprawę. To było ponad moje siły.
- Przepraszam.
***
Thalia gdzieś wyszła. Od kilku minut patrzyła to na mnie, to na Aleka z wyrzutem w oczach, a potem w pośpiechu wybiegła wręcz z przedziału. Coraz mniej rozumiałam, co siedzi w jej głowie.
- Więc jak, skarbie?
Oszołomienie spowodowane wyrażeniem ,,skarbie" w jego ustach, w dodatku skierowanym do mnie, nie pomogło mi się skupić, wręcz przeciwnie. Z tego wszystkiego wyrwało mi się tylko głupkowate:
- Co?
Alec teatralnie westchnął.
- Przed chwilą ustaliliśmy, że odegramy małe przedstawienie...
Nigdy nie byłam dobrą aktorką, umiem kłamać albo grać tylko w ostateczności, i to słabo.
- J-j-jj-jakie przedstawienie?
- No wiesz, zakochani na zabój, zgłupiała z miłości dziewczyna i tak dalej...
- Alec!
Ton Cecelii sugerował, że wcale nie tak planowali przed chwilą.
- No co? To lepsze, niż zgrywanie całkowicie zidiociałych, tak? Podlizywanie się tym skretyniałym szympansom i udawanie, że świetnie się bawimy? Nie mam racji?
- Alec...
- A nawet jeśli nie, to dlaczego mamy robić, to co wy chcecie? To, czego chcą oni? Ci idioci?
- Alec.
- Nie jestem jakąś waszą laleczką, żebyście mówili mi, jak mam się prezentować przed kamerami! Te gbury w reżyserkach mogą sobie chcieć mnie jako idioty. Zrobię, jak będę chciał i krop...
- Alec, cholera jasna!
Oboje spojrzeliśmy na naszą mentorkę, gotującą się ze złości wściekłości. Zaciskała dłonie na stole tak mocno, aż porysowała go paznokciami. Jeśli Igrzyska mogą coś przynieść - oczywiście oprócz śmierci - to były nowe doświadczenia związane ze Zwycięzcami. Na przykład właśnie zauważyłam, że lepiej nie zbliżać się do Cecelii na odległość mniejszą niż dziecięć metrów, kiedy była zła. Zaczynałam współczuć jej dzieciom... a nawet mężowi.
- Nie musisz grać idioty, już nim jesteś. - Fuknęła. - Naprawdę myślisz, że tu nie ma podsłuchu, kamer, czegokolwiek? W takim razie grubo się mylisz. Oni to emitują w telewizji, bystrzacho. Nie zauważyłeś przez te twoje marne siedemnaście lat? Debil do kwadratu.
Nie sądziłam, że matka trójki dzieci będzie się tak wyrażała.
Nie sądziłam, że ktokolwiek mówi tak do swoich trybutów.
No, może z wyjątkiem ćpunów z Szóstki.
Ale ona? Poza tym nie rozumiałam do końca, co takiego zrobił Alec miłość mojego życia mój współtrybut. Tylko wyraził swoje zdanie, nic więcej. W dystrykcie często ktoś klnął jak szewc podczas pracy, nierzadko sam był szewcem, więc przypadkowa zbieżność zawodów była bardzo zabawna. Ale nigdy nikt nie wrzeszczał na tego, kto był autorem obelg, wręcz przeciwnie - jeśli tylko w pobliżu nie było nikogo, dostawał owację...
Jeśli nikogo przy nas nie było.
Tu zasady były inne, ciągłe monitorowanie naszych poczynań, rozmów i wyłapywanie wszystkich znaków, które mogłyby wskazywać na buntownicze nastawienie względem Kapitolu. Jasne. Tylko po co od razu tak krzyczeć, łatwiej powiedzieć, że nas nagrywają, czy coś w tym rodzaju.
- Dziękuję za MIŁO spędzony czas. W razie czego jestem u siebie.
Ot tak, nasza mentorka wyszła z pokoju, nawet się nie tłumacząc, chociaż właściwie nie musiała. Wiadomo było, że zirytowała go nieostrożność mojego przyszłego chłopaka Aleca. Nie mieliśmy sobie nic więcej do powiedzenia, więc także wyszłam, pod pozorem zmęczenia, choć z pewnymi oporami.
Opamiętaj się!, upomniałam samą siebie w myślach. Nie mogłam sobie pozwolić na miłość, nie teraz, tak naprawdę, to nigdy.
Była jeszcze inna sprawa - miłość od pierwszego wejrzenia? Nie wierzyłam w to nigdy, więc w moim przypadku też nie było to miłością, jakkolwiek chciałabym, żeby stało się inaczej.
Mój pokój zastałam takim, jaki był przed moim wyjściem - czysty, pusty i niezbyt przytulny. Aż wzdrygnęłam się na myśl o tym, ile dzieci przede mną umierało ze strachu przed śmiercią...
Przypomniałam sobie o ,,magicznej ścianie", jak postanowiłam nazwać okno. Zapragnęłam wrócić do świata magii i zobaczyć to wszystko jeszcze raz. Spróbowałam, delikatnie musnęłam palcami szybę, z wrażeniem, że przy mocniejszym dotknięciu rozpadnie się na milion ostrych ja brzytwa kawałeczków... ale nic się nie stało. Ponowiłam próbę, tym razem mocniej, i jeszcze raz, kolejny. Nic się nie stało. Znudzona i zmęczona opadłam na łóżko. Teraz, kiedy moja jedyna atrakcja przestała istnieć, miałam trzy opcje. Pierwsza, zostać w pokoju i nudzić się aż do przyjazdu do Kapitolu. Druga, iść poszukać Aleca i go śledzić, a potem zagadać. I trzecia, znaleźć Cecelię i omówić strategię.
Zdecydowanie najbardziej kusząca była druga, jakkolwiek zrobię z siebie idiotkę, bo przed chwilą zostawiłam go samego.
Nie zdążyłam jednak nawet wstać, a klamka opadła. Dopiero wtedy osoba z drugiej strony zreflektowała się i zawołała przez drzwi:
- Mogę?
Odruchowo pokiwałam głową, ale zorientowałam się, że ona tego nie widzi, więc odkrzyknęłam, że tak. Drzwi otworzyły się na oścież.
- O ósmej dojedziemy, więc masz być gotowa do wyjścia za pół godziny. I radzę ci wejść pod prysznic, ogól nogi.
Królowa Lodu, jak postanowiłam nazywać w myślach Thalię, trzasnęła za sobą drzwiami.
Ogolić... nogi? Niby po co? W Kapitolu ekipa przygotowawcza i tak zmalteruje moje ciało, więc nie będzie różnicy, czy zrobię to ja, czy oni... teoretycznie nie. W praktyce ominie mnie niemiły wykład o higienie w dystryktach, że jesteśmy jak zwierzęta hodowlane i tak dalej.
Zdecydowałam się na propozycję podrzuconą mi przez Lodową, chociaż zrobiła to z czystej złośliwości, to miało sens. Wskoczyłam pod prysznic, i o dziwo odnalazłam się wśród tysiąca i jednego przycisku na panelu dotykowym. Umyłam włosy, ciało, pozbyłam się włosków z każdej części ciała. Byłam gotowa na sąd ostateczny, jakim powinno być dla mnie zderzenie z kulturą Kapitolu.
Ubrałam pierwsze z brzegu ciuchy, było mi obojętne, jak mnie zobaczą ludzie - w obroty weźmie mnie stylista, który najpewniej wymyśli coś kompletnie bezsensownego i kapitolińskiego. Nic nie mogło być gorsze, niż zakładane szmat dawanych trybutom przez stylistów. Nic.
***
Wiem, że długo czekaliście i wiem, że rozdział krótki. Naprawdę, przepraszam. Ale tak bardzo chcę pisać już o arenie, a jeszcze tyle przede mną... druga sprawa, to za mało czasu. Niby 2 gim i czasu full powinno być, ale nie, oczywiście, bo po co? Nauczyciele cisną i zmuszają do pracy, bo już za ponad rok egzamin :/ A matura? Tak, przygotowują nas, profil humanistyczny i godzin języka więcej niż polskiego... zeszłam z tematu. 
Jeszcze pytanie - czy chcecie, żebym robiła tematyczne piątki? Poznalibyśmy się lepiej i miałabym stały rytm wstawania postów :)
Jak zauważycie błędy, to wypiszcie, błagam! Niełatwe jest życie perfekcjonisty, serio!

wtorek, 9 września 2014

,,I tak umrzecie"

Nie klaskali, nie krzyczeli, nie gwizdali.
Odprowadzili nas ciszą.
Thalia od razu zimno stwierdziła, że przed śmiercią przynajmniej mamy szansę zasmakować luksusów - zdziwiło mnie, że w ogóle zauważyła coś, dla większej części ludności Kapitolu zupełnie niewidocznego - zginiemy. Ta kobieta jest dziwna, ani typowa Kapitolinka, ani mieszkanka Dystryktu. Jakby... pochodziła z Dystryktu, a przeniosła się do Kapitolu.
Przecież to niemożliwe!
Wystrój mojego pokoju w pociągu zasługuje na poświęcenie mu chwilki, bo jak miało się kiedyś okazać, już wtedy Snow wiedział, co się święci.
Ściany były w kolorze krwistoczerwonym, nasyconym nienawiścią, okupionym pracą ludzi - ten kolor był dziełem naukowców z Trójki, którzy musieli opracować odpowiedni odcień - już teraz przygotowujący do widoku krwi.
Jedną ze ścian zastępowało wielkie okno, które przestało być oknem w momencie przyłożenia do niego ręki; jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przeniosłam się w świat marzeń, pragnień, najstrytszych myśli, słodkich sekretów. Słońce zalewało moją twarz, czułam gorący piasek pod stopami, przejrzyste niebo było najpiękniejszym widokiem, jaki kiedykolwiek było dane mi zobaczyć. Z oddali wysokie drzewa chyliły się ku mnie, jakby mówiły ,,Chodź do nas, nie zrobimy Ci krzywdy". Błękitna, czysta woda ukazywała kolorowe ryby, zielone meduzy i milion innych stworów, których nazwy były mi nieznane. Postąpiłam krok w kierunku oazy i coś już wtedy powinno skłonić mnie do odwrotu, ale byłam głupia i naiwna. Święcie wierzyłam, że to miejsce z moich snów jest prawdziwe, że to nie ułuda, że jeszcze tylko kilka metrów i zostanę tam na zawsze...
***
Dziewczyna, święcie przekonana, że nic jej nie grozi i zafascynowana nowym zjawiskiem nawet mnie nie zauważyła. Zdążyłam tylko rozeznać się w sytuacji - było zbyt idealnie, nawet jak na nią. To źle wróżyło nam obu. Chodziła jak zaczarowana wśród drzew, zanurzyła stopy w krystalicznej wodzie - z ledwością powstrzymałam się, żeby nie podbiec do niej i nie zrobić tego samego. W ostatniej chwili przeniosłam stopę za próg magicznej krainy - tylko Ashley mogła podołać temu, co za chwilę miało się wydarzyć, cokolwiek by to nie było. Z coraz większym zdenerwowaniem obserwowałam, jak nie dzieje się NIC, co oznaczało, że to COŚ będzie wielkie i groźne, nawe dla niej, która powinna znać swój strach.
Powinna, bo człowiek nie znający strachu... to już nie człowiek.
Nagle COŚ się wyłoniło - w powietrzu zawisła szara, gorąca mgiełka, zwiastująca nadejście kłopotów. COŚ musiało być bardzo duże, bo nie znikała przez kilkanaście sekund, nadnaturalnie długo.
COŚ okazało się być niczym innym, jak starym, poczciwym Szalonym... szkoda tylko, że to nie był on, to był zmiech w jego ciele. Ashley raptownie się obróciła...
Wszystko znikło.
Mogła być lepsza, niż ktokolwiek przypuszczał.
***
Kobieta stojąca w progu mojego pokoju dziwnie na mnie patrzyła, nie podobało mi się jej spojrzenie. Było takie... przeszywające i lodowate.
- Ashley, sądzę, że powinnyśmy porozmawiać. -Ton jej głosu budził we mnie wątpliwości co do jej intencji, ale dobrze się stało, że poszłam z nią do jadalni (tak, w pociągu mieliśmy jadalnię!) pod pozorem rozmowy. Czułam się, jakbym się upiła, byłam zupełnie zdezorientowana, miałam kompletny mętlik w głowie. Nie wiedziałam kim jest ta kobieta, nie znałam jej głosu, jej ruchów, jej twarzy... była mi obca. Kompletnie, całkowicie obca.
Weszłyśmy do jadalni, a mnie uderzyło mnóstwo zapachów - od słodkiego, mdlącego zapachu mięsa w jakimś sosie, aż po ostrą woń pieprzu. Wszystko czułam wyraźnie, dokładnie, każdą przyprawę, każdy składnik wyczukałam oddzielnie. Myślałam, że to normalne.
- Eee... co pani chciała?
Zauważyłam, jak niemal niezauważalnie drgają kąciki jej ust, ale odpowiedziała równie obojętnym tonem, co poprzednio.
- Mów normalnie, Thalia, proszę. Chciałam porozmawiać, ale jak widzę, to będzie trudniejsze, niż myślałam...
Zapytała mnie, od którego momentu mam lukę w pamięci, o moje ostatnie wspomnienie, o cokolwiek, co ostatnie się wydarzyło.
Pamiętałam doskonale.
- Kiedy ten facet... Cass, wywalił mnie z pracy.
Pokiwała głową z wyraźną ulgą, czyli nie było tak źle, o cokolwiek miałoby chodzić. Zaczęła mi tłumaczyć po kolei, że to było wczoraj, że rano były Dożynki, że mnie wylosowała... wtedy jej przerwałam, bo coś mi tu nie pasowało. Zgodnie z powracającymi stopniowo wspomnieniami powinna być nadmiernie rozentuzjozmowana, nadpobudliwa i Bóg jeden wie, co jeszcze.
- Przykrywka? - Zapytałam, dla pewności, że jest ,,tą dobrą". W zamian tylko chłodno się zaśmiała, bez śladu rozbawienia na ustach. Była zimna, dumna i wyrafinowana - zupełnie, jakby została stworzona do bycia arystokratką.
- Dziecko kochane, poczekaj. Daj mi skończyć... poza tym, nieważnie, kim jestem. Ważne kim TY jesteś.
Potem już się nie odzywałam, bo naprawdę bałam się tej kobiety, nienaturalnie opanowanej, niczym maszyna.
Opowiedziała mi wszystko, co widziała w moim pokoju - nie chciało mi się wierzyć, że coś takiego w ogóle jest możliwe. Widząc moją niedowierzającą minę z jeszcze większym uporem wciskała mi, że tak właśnie było... aż uwierzyłam. W końcu musiałam.
- Nie jesteś głodna? Jeśli chcesz, to możesz siadać, chociaż za chwilę powinien być obiad.
Pomyślałam wtedy, że skoro to nie jest obiad, to ona jest moją matką i równocześnie rzuciłam się na jedzenie. W domu nigdy nie widziałam takiej ilości jedzenia, a tutaj... no cóż.
Kilkanaście minut później byłam syta i siedziałam na kanapie pod oknem, intensywnie myśląc. Skoro to coś, co było w moim pokoju (czymkolwiek to coś było i jakkolwiek by nie działało) stało się takie niebezpieczne, to po co dali to do pociągu? W dodatku takiego dla trybutów, skoro mamy być cali i zdrowi, aż do wyjazdu na arenę? Odpowiedź narzuca się sama - żeby mogli obarczyć kogoś  winą za naszą śmierć. Niby to zupełnie irracjonalne, bo ani mojemu towarzyszowi doli, ani Cecelii, ani nawet Thalii nie mogliby tego zrobić, wszyscy są teraz zbyt rozpoznawalni, żeby przeprowadzić publiczną egzekucję czy coś w ten deseń.
-Ashley, ziemia! Jesteś tam? - Pierwszy raz od Dożynek odezwał się do mnie Alec, partner - trybut, przy okazji najseksowniejszy chłopak jakiego widziałam.
- Taaaak... jestem.
- Oczywiście, że jesteś, szkoda, że tylko ciałem. - Złośliwy ton Thalii doprowadza mnie do białej gorączki, ale ją ignoruję (chociaż mam coraz większe wątpliwości co do jej pochodzenia i ogólnych informacji dotyczących jej osoby). Ale tak naprawdę mam ochotę wywrzeszczeć jej prosto w twarz, żeby przestała prowadzić te durne gierki. Kobieta odgarnia czerwone włosy za ucho i ironicznie się uśmiecha.
- Daj spokój, okay? Co roku zamęczasz trybutów tymi swoimi docinkami i tekstami typu ,,I tak umrzecie", więc tak naprawdę możesz się nie odzywać, to nic im nie przyniesie. Przede wszystkim muszę was zapytać, czy chcecie trening razem, czy oddzielnie...
W telewizji Cecelia wydaje się taka... słaba, płaczliwa i nieco infatylna*, a tu okazuje się, że jest zupełnie inna. I do tego całkowicie panuje nad sytuacją.
- Niech piękna pani zdecyduje, jaki będzie trening. Oddaję się w ręce Ash.
Muszę przyznać, że mnie zamurowało.
Nie dość, że bez śladu skrępowania Alec mówi do mnie per ,,piękna pani", to jeszcze mówi, że mam o czymś decydować? Ten przystojniak, o którym śniłam po nocach, on?
- Ja... chyba... nie... może. Razem.
Widzę, jak Cecelia gromi wzrokiem Aleca, a potem do mnie mruga. No tak, jasne, pełna kontrola nad podopiecznymi, matka zawsze wie co z dziećmi, zawodowe wykształcenie - psycholog, bla bla bla... bzdury z Kapitolu, ale fakt faktem, że akurat teraz miała pewnie rację, co do sprawy, w której do mnie mrugnęła.
Mam na imię Ashley. Właśnie się zakochałam... Pech. To dobrze.
CHYBA.
***
*Ponieważ tracę wiarę w ludzkość, przystępnie wyjaśnię - zdziecinniały, to znaczy infatylny. Z grubsza.
MOGĘ TYLKO PRZEPROSIĆ.
Starałam się, naprawdę, ale wiem, że pewnie nie uwierzycie. To jest dno i nie oczekuję zaprzeczeń, tylko stwierdzam fakt - dno.
Miałm kupę dobrych pomysłów, mnóstwo ich było, ale co tam, musiałam zepsuć spisując to wszystko. Cóż mogę dodać? Nie martwcie się, jeśli opis ,,pokoju-oazy" przewyższy Wasze możliwości wyobrażania sobie czegoś i naginania rzeczywistości - wygląda to jeszcze głupiej, niż jak próbowałam sobie to wyobrazić. Ale nie marwcie się, w następnych rozdziałach wszysko szybciutko się wyjaśni... no, dobra, z tym szybciutko to nie przesadzajmy :)
Zarzucam linkami, ba warto wejść, dziewczyny są najcudowniejszymi bloggerkami jakie znam :)
Bird Everdeen - Loks
O Finnie... i cudownej Faye - Fejf

niedziela, 7 września 2014

Liebster Awards

Zostałam nominowana do Liebster Blog Awards przez Emily Lilianne (dobrze napisałam?) stąd za co bardzo, bardzo, bardzo dziękuję :) Nie spodziewałam się tego, po prologu?... Cuda jak widać się zdarzają, a ja szczerzę się do telefonu, więc raz jeszcze dziękuję.
Ale, ale! Co to jest LBA, zapytacie?
***
Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.
***
Pytania są zaskakująco normalne, brak różowych kucyków, tęcz itp. Zaskakująco miłe :D
1. Jak zaczęła się twoja przygoda z pisaniem?
Pierwsze opowiadanie napisałam w wieku pięciu lat, nazywało się ,,Ania na gżybach", włączając w to błąd ortograficzny. Orłem nie byłam, ale wtedy wydawało mi się to takie dojrzałe - całe pół strony w Wordzie! :)
2. Jakie masz zainteresowania?
Moje zainteresowania to bardzo szerokie pojęcie. Lubię czytać książki, pływać, no i historię :D Serio, taką lekcję ;) No i może kilka innych rzeczy, np. słuchać muzyki, grać na gitarze...
3. Gdyby cały świat w jednym momencie ciebie słuchał – co byś powiedział/a?
Żeby ustały wszelkie konflikty między państwami. I w przyszłości między planetami. A później galaktykami. I wszechświatami... wiemy o co chodzi. Pokój forewa!
4. Ulubiona książka?
A co byś odpowiedziała, gdybym zapytała cię, które dziecko kochasz mocniej? Ale faworytami zdecydowanie są całe ,,Tunele", ,,Szukając Alaski" i ,,Zapałka na zakręcie".
5. Jaką jedną nadprzyrodzoną moc byś wybrał/a?
Nie są mi potrzebne nadprzyro... a, nie. Wybrałabym moc nawracania ludzi na bezkonfliktową drogę życia, jeśli tak można :)
6. W jakim ze światów (np. Narnia, Panem) chciał(a)byś żyć?
Jest mi dobrze tu, gdzie jestem. A jeśli już, to życie z mugolami w czasach HP.
7. Ulubiona potrawa?
Powtarza się sytuacja z pytania nr. 4... no, cóż. Lubię... carbonarę, aczkolwiek nieczęsto jest dobrze zrobiona i smaczna ;)
8. Jak widzisz siebie za 10 lat?
Studia... imprezy, wieczne zmęczenie, no i oczywiście pełnia szczęścia, odlotowe zielone włosy i czarne pazurki :D
9. Co sprawia ci największą przyjemność?
Spanie. Nie, no dobra, pisanie i czytanie jednocześnie + słuchanie muzyki.
10. Na co poświęcasz najwięcej czasu w ciągu dnia?
Nauka. Kuję, ile wlezie, bo później liceum, a potem studia...
11. Gdybyś mogła raz cofnąć czas – jak byś to wykorzystał/a?
Raz cofnąć czas, powiadasz? ,,Moje idee to gwiazdy, których nie potrafię ułożyć w konstelacje". Nie wiem.
Chociaż nie, wiem. Wiem. Powiedziałabym dziadkowi, żeby poszedł zrobić sobie prześwietlenie...

Teraz moje pytania:

1. Twoja ulubiona pora roku?
2. Jeśli możesz przenieść do naszego świata jednego bohatera literackiego - kto by to był?
3. Masz jakieś zwierzę?
4. Twój ulubiony kolor i dlaczego?
5. Piosenka na dzisiaj?
6. Co sądzisz o konflikcie Rosja-Ukraina (tak, polityk ze mnie, że ho ho!)?
7. Gdzie chciałabyś mieszkać?
8. Twoje NAJWIĘKSZE marzenie?
9. Czego się boisz najbardziej?
10. Czy gdybyś mogła/mógł pojechać ekspresem do Hogwartu, skorzystał/a byś?
11. Czy wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?

Sama nominuję:
http://grobowiec-nieoficjalnablog.blogspot.com/
http://cena-ostatniego-piasku.blogspot.com/
http://trybuci-dystryktu-
czwartego.blogspot.com/
http://wierzysz-w-duchy.blogspot.com/
Raz jeszcze dziękuję za nominację :)

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Prolog

Nie każdy człowiek ma szczęście -a raczej pecha- zetknąć się z prawdziwym okrucieństwiem i nienawiścią. Wszyscy przeżywamy swoje własne tragedie, aż potem nagle, po bombardowaniu szpitala, epidemii czy wielkiej powodzi skupiamy się na jednej rzeczy -współczuciu. Wszystko ma swój początek i koniec, ale niektóre rzeczy kończą się przedwcześnie. Człowiek, jako istota rozumna acz ułomna i słaba też pisze się pod tą zasadą. A zwłaszcza pod autodestruktywnym dążeniem do celu.
Ósemka. Dystrykt słabeuszy, bojących się wszystkiego dzieci. Dwójka Tryumfatorów- Cecelia i Woof, ten drugi zrezygnował z mentorowania, kiedy jeszcze był przy zmysłach.
Tak więc wszystko spoczywa na jej barkach- a ona też ma rodzinę! Chyba jako jedyna ze Zwycięzców, przynajmniej spoza Zawodowców.
I bądź tu człowieku mądry- jak niby wygrać Igrzyska, cholerną walkę na śmierć i życie, skoro tak naprawdę nie ma się mentora?
Stoję na placu z setkami innych dzieci, gotowych na wyrok. Nie, nie, nigdy nie jesteśmy gotowi. Czekamy w ciszy na wyrok, na śmierć.
Thalia wyciąga karteczkę z puli.
Modlę się, chociaż nie wierzę w Boga.
Nie je, nie ja, nie ja, nie ja, nie ja...
-Trybutką 70 Głodowych Igrzysk zostaje... -nie ja, nie ja, nie ja...- zostaje nią Ashley! Ashley Diggory! Zapraszam!
Przez moment, krótką chwilę cieszę się, że już po wszystkim. Jednak dźwięk, zwielokrotniony, wpada do moich uszu niepostrzeżenie, szybko, bezboleśnie. Wszyscy patrzą na mnie.
To ja.
Nazywam się Ashley. Właśnie wykonano na mnie wyrok śmierci.
***
Witam serdecznie każdego zabłąkanego podróżnika! Początki, jak wiadomo, zawsze są trudne, więc nie wińcie mnie za monotonność- obiecuję, że będzie więcej akcji, dialogów i wszystkiego :) Proszę o zostawienie komentarza, to naprawdę bardzo pomaga!