Naiwnie, głupio zauroczyła. I to przed wyjściem na arenę!... Nienormalne jest to, że nawet nie stara się, żeby jakoś to odwrócić, cokolwiek.
Nie, ta idiotka, chociaż jest cholernie dobra, gapi się na Aleca jak w obrazek i nie spuszcza z niego wzroku.
Wstaję, bo mam dość tego cyrku i wychodzę, odprowadzona gniewnym spojrzeniem Cecelii. Takiej to dobrze, łatwo mieć pretensje. Jestem ciekawa, co zrobiłaby na moim miejscu. Siedziała bezczynnie i czekała, aż te cielaki się pozjadają wzrokiem?
Nie.
Nie dowiem się, co ona by zrobiła, bo nigdy nie będzie mną.
Teoretycznie nawet nie mam prawa istnienia, a ona tak, więc tu sprawa się rozwiązuje.
Weszłam do swojego... jej... jego... no cóż, w każdym razie pokoju, bo zmieniał właścicieli tyle razy, że wolałam nie liczyć, dla świętego spokoju. A powodów przez które zmieniał lokatorów zdecydowanie wolałam nie znać, więc taki układ mi pasował. I tym na górze chyba też, bo nigdy nikt nie nalegał, żebym koniecznie zapoznała się z historią egzekucji ekip przygotowawczych, opiekunów i stylistów.
Usiadłam na łóżku i chwyciłam telefon. Wystarczyło kilka dotknięć, żebym połączyła się z kimkolwiek w centrali... ale nie, oczywiście, że nie. Jak zwykle zrobiłam na przekór wszystkim, a zwłaszcza sobie samej.
Pierwszy, drugi, trzeci sygnał. Czwarty, piąty i wreszcie doczekałam się wyczekiwanego znaku życia z drugiej strony linii.
- Tak?
- To ja. Przekaż tamtym, że coś wywęszyli. Mają wtykę.
- Trudno. Dopóki nam nic nie grozi - mi pasuje.
Zaśmiałam się z czystego rozbawienia. On i jego tradycyjne wypowiedzi przesycone cynizmem połączone z bełkotem były dość idiotycznym i śmiesznym połączeniem. Sposób na rozśmieszenie nr. 1 - zadzwoń do Haymitcha.
- W sumie mi też, tylko jest jeden problem. Wkręciła się w TO.
Mój rozmówca westchnął zrezygnowany.
- Miałaś jej pilnować.
Wiedziałam o tym. Tylko, że zawaliłam sprawę. To było ponad moje siły.
- Przepraszam.
***
Thalia gdzieś wyszła. Od kilku minut patrzyła to na mnie, to na Aleka z wyrzutem w oczach, a potem w pośpiechu wybiegła wręcz z przedziału. Coraz mniej rozumiałam, co siedzi w jej głowie.
- Więc jak, skarbie?
Oszołomienie spowodowane wyrażeniem ,,skarbie" w jego ustach, w dodatku skierowanym do mnie, nie pomogło mi się skupić, wręcz przeciwnie. Z tego wszystkiego wyrwało mi się tylko głupkowate:
- Co?
Alec teatralnie westchnął.
- Przed chwilą ustaliliśmy, że odegramy małe przedstawienie...
Nigdy nie byłam dobrą aktorką, umiem kłamać albo grać tylko w ostateczności, i to słabo.
- J-j-jj-jakie przedstawienie?
- No wiesz, zakochani na zabój, zgłupiała z miłości dziewczyna i tak dalej...
- Alec!
Ton Cecelii sugerował, że wcale nie tak planowali przed chwilą.
- No co? To lepsze, niż zgrywanie całkowicie zidiociałych, tak? Podlizywanie się tym skretyniałym szympansom i udawanie, że świetnie się bawimy? Nie mam racji?
- Alec...
- A nawet jeśli nie, to dlaczego mamy robić, to co wy chcecie? To, czego chcą oni? Ci idioci?
- Alec.
- Nie jestem jakąś waszą laleczką, żebyście mówili mi, jak mam się prezentować przed kamerami! Te gbury w reżyserkach mogą sobie chcieć mnie jako idioty. Zrobię, jak będę chciał i krop...
- Alec, cholera jasna!
Oboje spojrzeliśmy na naszą mentorkę, gotującą się ze
- Nie musisz grać idioty, już nim jesteś. - Fuknęła. - Naprawdę myślisz, że tu nie ma podsłuchu, kamer, czegokolwiek? W takim razie grubo się mylisz. Oni to emitują w telewizji, bystrzacho. Nie zauważyłeś przez te twoje marne siedemnaście lat? Debil do kwadratu.
Nie sądziłam, że matka trójki dzieci będzie się tak wyrażała.
Nie sądziłam, że ktokolwiek mówi tak do swoich trybutów.
No, może z wyjątkiem ćpunów z Szóstki.
Ale ona? Poza tym nie rozumiałam do końca, co takiego zrobił
Jeśli nikogo przy nas nie było.
Tu zasady były inne, ciągłe monitorowanie naszych poczynań, rozmów i wyłapywanie wszystkich znaków, które mogłyby wskazywać na buntownicze nastawienie względem Kapitolu. Jasne. Tylko po co od razu tak krzyczeć, łatwiej powiedzieć, że nas nagrywają, czy coś w tym rodzaju.
- Dziękuję za MIŁO spędzony czas. W razie czego jestem u siebie.
Ot tak, nasza mentorka wyszła z pokoju, nawet się nie tłumacząc, chociaż właściwie nie musiała. Wiadomo było, że zirytowała go nieostrożność
Opamiętaj się!, upomniałam samą siebie w myślach. Nie mogłam sobie pozwolić na miłość, nie teraz, tak naprawdę, to nigdy.
Była jeszcze inna sprawa - miłość od pierwszego wejrzenia? Nie wierzyłam w to nigdy, więc w moim przypadku też nie było to miłością, jakkolwiek chciałabym, żeby stało się inaczej.
Mój pokój zastałam takim, jaki był przed moim wyjściem - czysty, pusty i niezbyt przytulny. Aż wzdrygnęłam się na myśl o tym, ile dzieci przede mną umierało ze strachu przed śmiercią...
Przypomniałam sobie o ,,magicznej ścianie", jak postanowiłam nazwać okno. Zapragnęłam wrócić do świata magii i zobaczyć to wszystko jeszcze raz. Spróbowałam, delikatnie musnęłam palcami szybę, z wrażeniem, że przy mocniejszym dotknięciu rozpadnie się na milion ostrych ja brzytwa kawałeczków... ale nic się nie stało. Ponowiłam próbę, tym razem mocniej, i jeszcze raz, kolejny. Nic się nie stało. Znudzona i zmęczona opadłam na łóżko. Teraz, kiedy moja jedyna atrakcja przestała istnieć, miałam trzy opcje. Pierwsza, zostać w pokoju i nudzić się aż do przyjazdu do Kapitolu. Druga, iść poszukać Aleca i go śledzić, a potem zagadać. I trzecia, znaleźć Cecelię i omówić strategię.
Zdecydowanie najbardziej kusząca była druga, jakkolwiek zrobię z siebie idiotkę, bo przed chwilą zostawiłam go samego.
Nie zdążyłam jednak nawet wstać, a klamka opadła. Dopiero wtedy osoba z drugiej strony zreflektowała się i zawołała przez drzwi:
- Mogę?
Odruchowo pokiwałam głową, ale zorientowałam się, że ona tego nie widzi, więc odkrzyknęłam, że tak. Drzwi otworzyły się na oścież.
- O ósmej dojedziemy, więc masz być gotowa do wyjścia za pół godziny. I radzę ci wejść pod prysznic, ogól nogi.
Królowa Lodu, jak postanowiłam nazywać w myślach Thalię, trzasnęła za sobą drzwiami.
Ogolić... nogi? Niby po co? W Kapitolu ekipa przygotowawcza i tak zmalteruje moje ciało, więc nie będzie różnicy, czy zrobię to ja, czy oni... teoretycznie nie. W praktyce ominie mnie niemiły wykład o higienie w dystryktach, że jesteśmy jak zwierzęta hodowlane i tak dalej.
Zdecydowałam się na propozycję podrzuconą mi przez Lodową, chociaż zrobiła to z czystej złośliwości, to miało sens. Wskoczyłam pod prysznic, i o dziwo odnalazłam się wśród tysiąca i jednego przycisku na panelu dotykowym. Umyłam włosy, ciało, pozbyłam się włosków z każdej części ciała. Byłam gotowa na sąd ostateczny, jakim powinno być dla mnie zderzenie z kulturą Kapitolu.
Ubrałam pierwsze z brzegu ciuchy, było mi obojętne, jak mnie zobaczą ludzie - w obroty weźmie mnie stylista, który najpewniej wymyśli coś kompletnie bezsensownego i kapitolińskiego. Nic nie mogło być gorsze, niż zakładane szmat dawanych trybutom przez stylistów. Nic.
***
Wiem, że długo czekaliście i wiem, że rozdział krótki. Naprawdę, przepraszam. Ale tak bardzo chcę pisać już o arenie, a jeszcze tyle przede mną... druga sprawa, to za mało czasu. Niby 2 gim i czasu full powinno być, ale nie, oczywiście, bo po co? Nauczyciele cisną i zmuszają do pracy, bo już za ponad rok egzamin :/ A matura? Tak, przygotowują nas, profil humanistyczny i godzin języka więcej niż polskiego... zeszłam z tematu.
Jeszcze pytanie - czy chcecie, żebym robiła tematyczne piątki? Poznalibyśmy się lepiej i miałabym stały rytm wstawania postów :)
Jak zauważycie błędy, to wypiszcie, błagam! Niełatwe jest życie perfekcjonisty, serio!