Nie każdy człowiek ma szczęście -a raczej pecha- zetknąć się z prawdziwym okrucieństwiem i nienawiścią. Wszyscy przeżywamy swoje własne tragedie, aż potem nagle, po bombardowaniu szpitala, epidemii czy wielkiej powodzi skupiamy się na jednej rzeczy -współczuciu. Wszystko ma swój początek i koniec, ale niektóre rzeczy kończą się przedwcześnie. Człowiek, jako istota rozumna acz ułomna i słaba też pisze się pod tą zasadą. A zwłaszcza pod autodestruktywnym dążeniem do celu.
Ósemka. Dystrykt słabeuszy, bojących się wszystkiego dzieci. Dwójka Tryumfatorów- Cecelia i Woof, ten drugi zrezygnował z mentorowania, kiedy jeszcze był przy zmysłach.
Tak więc wszystko spoczywa na jej barkach- a ona też ma rodzinę! Chyba jako jedyna ze Zwycięzców, przynajmniej spoza Zawodowców.
I bądź tu człowieku mądry- jak niby wygrać Igrzyska, cholerną walkę na śmierć i życie, skoro tak naprawdę nie ma się mentora?
Stoję na placu z setkami innych dzieci, gotowych na wyrok. Nie, nie, nigdy nie jesteśmy gotowi. Czekamy w ciszy na wyrok, na śmierć.
Thalia wyciąga karteczkę z puli.
Modlę się, chociaż nie wierzę w Boga.
Nie je, nie ja, nie ja, nie ja, nie ja...
-Trybutką 70 Głodowych Igrzysk zostaje... -nie ja, nie ja, nie ja...- zostaje nią Ashley! Ashley Diggory! Zapraszam!
Przez moment, krótką chwilę cieszę się, że już po wszystkim. Jednak dźwięk, zwielokrotniony, wpada do moich uszu niepostrzeżenie, szybko, bezboleśnie. Wszyscy patrzą na mnie.
To ja.
Nazywam się Ashley. Właśnie wykonano na mnie wyrok śmierci.
***
Witam serdecznie każdego zabłąkanego podróżnika! Początki, jak wiadomo, zawsze są trudne, więc nie wińcie mnie za monotonność- obiecuję, że będzie więcej akcji, dialogów i wszystkiego :) Proszę o zostawienie komentarza, to naprawdę bardzo pomaga!